niedziela, 24 listopada 2024

24/11

 Ukochany zadzwonił koło dziesiątej, nawet dość wcześnie, jak na niego w niedzielę. Od razu humor plus sto. Zapytał, czy mi przeszło "pogniewanie się".

Na okoliczność rozterek piątkowych wieczorem wybrałam się na shopping. Kupiłam sobie dżinsy i miałam wielką ochotę na nową torebkę, to co jednak jest w sklepach tak wygląda plastikiem i pachnie plastikiem, że straszne. W dodatku uszy miały nieodpowiednie, bo w tym kolorze, w którym chciałam, zazwyczaj miały uszy małe, takie "do ręki", a nie "na ramię". Nie znalazłam torebki "godnej" mojej osoby, więc już w domu przeprosiłam się ze starą, szytą na zamówienie.



Za to w galerii handlowej postawiłam sobie kawę. Online zaś robiłam zakupy i w piątek, i sobotę (dwie bluzy, spodnie dresowe, legginsy, wszystko w na nowo odkrytych brązach. Czekoladowy brąz był przecież krzykiem mody jakieś 15 lat temu). W niedzielę zamówiłam sobie też dwie walizki, w tym jedną kabinówkę. Moją starą wielką walizę zabrał ze sobą do Warszawy mój syn - student, to pewnie zostawi sobie na stałe i już jej nie odzyskam.

Dzień do popołudnia spokojny, spędzony na ogarnianiu domu. Pranie, prasowanie, odkurzanie, zmiana pościeli, wywiezienie staroci na PCK, wymiana spalonych żarówek tu i ówdzie, nadanie zwrotów. Przy okazji stwierdziłam, że jedną z lepszych moich decyzji było zaprzestania prasowania odzieży dzieciom - sporo pracy przez to mi odeszło.  Postawiłam sobie pierwsze dekoracje świąteczne - został miesiąc do Wigilii.


Pracy w pracy jakoś dużo, może to przez wypływanie dodatkowych zagadnień, miałam więc wziąć coś do domu, ale pomyślałam (nie pierwszy raz), że primo nikt nie doceni tego, że będę pracować w domu w niedzielę, secundo nikt mi za nadgodziny nie zapłaci. Trzeba więc dbać o równowagę praca-życie. Stwierdziłam, że albo będę pracować w tygodniu w pędzie, albo w poniedziałek zostanę po godzinach. Ale nie w weekend.

Cały tydzień ładnie trzymalam dietę, więc sukces na wadze, a teraz wzięło mnie na popcorn - muszę tę chętkę zwalczyć w sobie, bo to tylko puste kalorie i same węglowodany z tłuszczem. A przecież głodna nie jestem.

Na koniec - zastanawiam się, jak stara babą jestem: muszę prowadzić samochód w okularach i kupiłam sobie elektryczny koc i ogrzewane kapcie, żeby w domu przyjemniej mi się siedziało przed komputerem. Starość postępuje.

1 komentarz:

  1. Ja też się jakaś starszawa robię. Najbardziej mnie wkurza częste zmęczenie. To podobno typowe dla autoimmunologicznych. Ale to nie "moje", mnie wszędzie było pełno, a teraz dziwnie polubiłam siedzenie w domu i nawet na wakacje nie bardzo mi się chciało wyjeżdżać.

    OdpowiedzUsuń

22/12

  Codziennie wieczorem, gdy siedzę w mojej sypialni, słucham sobie, jak Lolek nuci murmurando pod nosem do piosenek słuchanych przez słuchaw...