Ukochany zadzwonił koło dziesiątej, nawet dość wcześnie, jak na niego w niedzielę. Od razu humor plus sto. Zapytał, czy mi przeszło "pogniewanie się".
Na okoliczność rozterek piątkowych wieczorem wybrałam się na shopping. Kupiłam sobie dżinsy i miałam wielką ochotę na nową torebkę, to co jednak jest w sklepach tak wygląda plastikiem i pachnie plastikiem, że straszne. W dodatku uszy miały nieodpowiednie, bo w tym kolorze, w którym chciałam, zazwyczaj miały uszy małe, takie "do ręki", a nie "na ramię". Nie znalazłam torebki "godnej" mojej osoby, więc już w domu przeprosiłam się ze starą, szytą na zamówienie.
Za to w galerii handlowej postawiłam sobie kawę. Online zaś robiłam zakupy i w piątek, i sobotę (dwie bluzy, spodnie dresowe, legginsy, wszystko w na nowo odkrytych brązach. Czekoladowy brąz był przecież krzykiem mody jakieś 15 lat temu). W niedzielę zamówiłam sobie też dwie walizki, w tym jedną kabinówkę. Moją starą wielką walizę zabrał ze sobą do Warszawy mój syn - student, to pewnie zostawi sobie na stałe i już jej nie odzyskam.
Dzień do popołudnia spokojny, spędzony na ogarnianiu domu. Pranie, prasowanie, odkurzanie, zmiana pościeli, wywiezienie staroci na PCK, wymiana spalonych żarówek tu i ówdzie, nadanie zwrotów. Przy okazji stwierdziłam, że jedną z lepszych moich decyzji było zaprzestania prasowania odzieży dzieciom - sporo pracy przez to mi odeszło. Postawiłam sobie pierwsze dekoracje świąteczne - został miesiąc do Wigilii.
Pracy w pracy jakoś dużo, może to przez wypływanie dodatkowych zagadnień, miałam więc wziąć coś do domu, ale pomyślałam (nie pierwszy raz), że primo nikt nie doceni tego, że będę pracować w domu w niedzielę, secundo nikt mi za nadgodziny nie zapłaci. Trzeba więc dbać o równowagę praca-życie. Stwierdziłam, że albo będę pracować w tygodniu w pędzie, albo w poniedziałek zostanę po godzinach. Ale nie w weekend.
Cały tydzień ładnie trzymalam dietę, więc sukces na wadze, a teraz wzięło mnie na popcorn - muszę tę chętkę zwalczyć w sobie, bo to tylko puste kalorie i same węglowodany z tłuszczem. A przecież głodna nie jestem.
Na koniec - zastanawiam się, jak stara babą jestem: muszę prowadzić samochód w okularach i kupiłam sobie elektryczny koc i ogrzewane kapcie, żeby w domu przyjemniej mi się siedziało przed komputerem. Starość postępuje.
Ja też się jakaś starszawa robię. Najbardziej mnie wkurza częste zmęczenie. To podobno typowe dla autoimmunologicznych. Ale to nie "moje", mnie wszędzie było pełno, a teraz dziwnie polubiłam siedzenie w domu i nawet na wakacje nie bardzo mi się chciało wyjeżdżać.
OdpowiedzUsuń