Pamiętam, jak jeszcze byłam w szkole muzycznej i w rocznicę stanu wojennego mieliśmy występ chóru w filharmonii i śpiewaliśmy coś tam, co miało słowa: "w tym wojennym stanie". ja bym wtedy uwagi nie zwróciła, nie miałam świadomości historii, ale dyrygentka potem na próbie wspomniała. Mógł to być 90-ty albo 91-ty, a więc świeżo po transformacji ustrojowej.
Jak mi weszły dwa kilogramy rok temu, tak ich się do tej pory nie potrafię pozbyć. Próbuje już wszystkiego - jeść białko i tłuszcze li tylko, jeść same warzywa, nie jeść smażonego, nie pić kawy z mlekiem (ponoć to za każdym razem dodatkowy posiłek i dietetyk onegdaj pozwoliła mi tylko na dwie kawy z mlekiem do godziny dwunastej w południe), jeść o regularnych porach, robić IF, liczyć kalorie, jeść intuicyjnie tylko kiedy jestem głodna (a nigdy nie jestem). Dla uczciwości w temacie zaktualizowałam pasek. Ponoć po czterdziestce spada przemiana materii, ponoć tylko nieznacznie, ale reklamy wszelkich cud-tabletek na odchudzanie stawiają nacisk na słowa "przemiana SPADA", a nie na słowa "tylko nieznacznie". Więc nie wiem, co jest przyczyną, ale kalorii już ciąć nie mogę, bo to co mnie wystarcza dziennie, dla was jest głodówką. Może od nowego roku spróbuję tego, co mi w 2015 układał dietetyk i zobaczę, jak pójdzie. Nie to, żebym była bardzo z siebie niezadowolona, bo raczej mam rozmiar 36 lub 38 w zależności od kroju i brzuch płaski, ale ta wizja mocnej piątki na wadze z przodu pomiaru bardzo dobrze mi robi na psyche.
Zgubiłam brylantowe oczko z pierścionka, który dostałam od mamy z okazji zdanej matury, pierścionek niemal trzydziestoletni, ale wciąz go nosiłam, boję się, bo jak ostatnio zgubiłam brylant (z pierścionka zaręczynowego), to rok później złapałam wtedy-męża na zdradzie, oby nie było powtórki z rozrywki, nic mi nigdy tak nie podkopało wiary w siebie i poczucia wartości, jak to zdarzenie. Na razie szykuję się do romantycznego weekendu, jedzenie porobione, pipka wywoskowana, gotowi do biegu, start.
Tematu Wigilii rodzinnej nie poruszam, od dwudziestu lat urządzam ją u siebie w domu, niezależnie, czy jestem młodą mężatką, młodą matką czy samotnym rodzicem, w tym roku mi się po prostu nie chce, brat się wykręca małymi dziećmi (ja miałam małe dzieci i robiłam wigilie na cztery rodziny), mama też nie chce, ech. Powiem wam, że jak ich widzę codziennie w pracy,, to najchętniej posiedziałabym w ten dzień sam na sam z sałatką jarzynową, brat jak brat, czasochłonny nie jest, ale matka to jak wścibski, głośny piesek, wszędzie by chciała się dostać, do każdego aspektu życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz