Pachnę sobie
Po pozytywnych doświadczeniach i wielu komplementach nabyłam ponownie Libra Intense i Libra Le Parfum. Od razu oczywiście spryskałam się zapachami, jednym na jeden nadgarstek, drugim na drugi. I tak pachnę sobie.
Środowe zajęcia z jogi powięziowej nie przypadły mi do gustu, chociaż czuję po nich dzisiaj górę pleców i ramiona; jakieś takie niedynamiczne i nudnawe mi się zdały. Planuję jednak powtarzać Morning Flow w niedzielne poranki i spróbuję innej jogi w środowy wieczór. W sytuacji, gdy spędzam codziennie co najmniej siedem godzin unieruchomiona za biurkiem każdy ruch jest wskazany. Że mam usztywnioną zwłaszcza górną partię ciała świadczy fakt, że i po niedzielnej, i po wczorajszej jodze bolą mnie zwłaszcza szyja, kark i ramiona.
Wyklarowało się zatem noworoczne postanowienie - więcej inwestować w ruchomość stawów i generalnie ciało i umysł, niż w nowe ciuchy. Przychodzi mi to tym łatwiej, że ciuchami, wydaje mi się, nasyciłam się i po latach szukania, znalazłam swój styl.
Mijają dzisiaj trzy tygodnie od postawienia się w pracy i zaprzestania codziennego rytuału lampki szampana przy porannej naradzie. Widzę już w związku z tym zmiany na twarzy - znikło ponocna opuchlizna pod oczami, rysy też jakby stały się wyostrzone, choć w sumie nie wiem, czy to nie zasługa bardziej rygorystycznej diety. Waga, uwzględniając wahania związane z cyklem, spadła o dobre pół kilograma i jest to już stabilna połówka.
W głowie spokój.