202
Piątkowy poranek przywitał mnie brakiem Internetu, więc po pogrzebaniu przy routerze (przy okazji starłam sobie kurze za szafą) i puszczeniu hotspotu z komórki skontaktowałam się z Maxem z Orange'a, dowiedziałam się, że trwa awaria i dostałam doładowanie 20 GB.
W Boże Ciało jeszcze kilkakrotnie czytałam wywiad z mężem byłej lokatorki, w sumie chyba tylko po to, by się dziwić, bo nawet nie irytować. Każda akcja wywołuję reakcję, więc ja też zareagowałam, we'll see.
Zaktualizowałam pasek na 58,6 kg. Nie mogę się nacieszyć płaskim brzuchem. Nie stosuję żadnej specjalnej diety - po prostu przestałam jeść typowe, polskie obiady na rzecz gotowych sałatek z Biedronki i Żabki (ulubione to z mozarellą z Biedronki i fasolką edamame z Żabki). Nie przeszkadza mi jeść codziennie to samo. Nie daję mleka do kawy (ale w sumie nigdy nie dawałam), słodycze jem sporadycznie i w niewielkich ilościach. Nie jem pieczywa. Codziennie jedno lub dwa jabłka na brak problemów z dwójką. Ruchu tyle, co na jodze - choć w maju i na razie w czerwcu tej jogi było mniej, niż w poprzednich miesiącach, bo albo ukochany był u mnie, albo ja u niego, albo miałam komunię - a na jogę chodzę w niedziele.
Na dziś plany związane z domem, chcę też skosić trawę.