220
W piątkowe popołudnie omal nie poległam w non-shoppingu - weszłam na stronę Monnari i nagle olśnienie, że jest to coś innego, niż podpowiadają mi ciasteczka Zalando, nawet wsadziłam coś do koszyka - ale na szczęście rozum zapanował nad emocjami. Niestety, łatwy dostęp do pieniędzy na koncie w takich przypadkach bywa zgubny.
Jak już wspomniałam, zaraz o sobotnim poranku miałam wykonane zadanie "pozbądź się codziennie pięciu rzeczy". Zrobiłam to w łazience na dole. Potem poszłam do łazienki na górze i jak zaczęłam przeglądać kosmetyki kolorowe (których nie używam, a mam "z darów") i różne gumki do włosów, to nie wiem, ile przedmiotów poszło do śmieci. Odkrywanie, czego mogę się pozbyć jest takie wyzwalające. Minimalistką nie zostanę, ale sporej ilości nieużywanych rzeczy już się pozbyłam, zwłaszcza że w zeszłym roku też przeprowadzałam taką akcję. Mam wrażenie, że powoduje to ruch energii w przestrzeni, zupełnie jak pozbywanie się złogów. Z drugiej strony produkuję śmieci, więc gdzieś te rzeczy zostaną zeskładowane.
Raniutko wstawiłam też firanki do prania. W ramach motywacji do trzymania diety obejrzałam "Kanapowców" i poszłam wziąć kąpiel. Potem napisałam dziecku przez Messengera listę zadań do zrobienia w domu na sobotę i zajęłam się porządkami. W międzyczasie zadzwoniłam do przyjaciółki celem umówienia się na szybką kawę i naszykowałam jej książki do oddania wraz z buraczkami i chrzanem, wyrobami jednego z moich klientów. W przerwie obiadowej obejrzałam dokument "Minimalizm" na Netfliksie. Od dawna nie miałam takiego powera do sprzątania. W sumie dużo zrobiliśmy, bo m.in. umyłam sześć okien, a dziecko odkręciło stare rolety z pourywanymi sznurkami, oczywiście dawno nie do użytku.
Dziecko pojechało po zakupy, a jak wracało, to przy próbie otwarcia drzwi wejściowych klamka została mu w rękach - złamała się, chyba ze starości. Była starsza, niż dziecko. Nie było wyjścia, trzeba było w trybie natychmiastowym zakupić nową. Prawie bym przy tym zdobyła tytuł Złotej Rączki Roku wpadając na pomysł, jak przykręcić nową klamkę (nastąpiło zderzenie wychowanego w komunie pokolenia Zet z Gen X), ale nie wiem, czy się liczy, bo pomysły były moje, a wykonanie dziecka.
Po akcji z klamką pojechałam do przyjaciółki na szybką kawę i obgadałyśmy życie.
Wieczorem jeszcze wyskoczyłam wyplewić dwie rabaty.