230
W piątek wieczorny kryzys, w którym wybuchłam na Whatsappie i znowu wywalałam w głowie pretensje do eksmęża, że schrzanił mi strefę uczuciową w życiu. A przecież to już przepracowany problem.
W sobotę obudziłam się mocniejsza, w tzw. międzyczasie zajęłam się podwórkiem i ogrodem, w oczekiwaniu na burzę skosiłam trawniki i przemyłam podrabianym karcherem kostkę.
W niedzielę pojechałam na poranną jogę, okazało się, że zajęć nie ma, za to jest event pod tytułem "Śniadanie z jogą", mimo że musiałam godzinę odczekać, poczekałam i wzięłam udział: praktyka była dłuższa, niż zwykle, potem pyszne kanapeczki i herbata na dachu kamienicy w pierwszej Alei, z widokiem na całe Aleje i Katedrę Św. Zygmunta. Chyba po tym zamieszaniu z lataniem do H. przez ostatnie trzy miesiące wrócę także do poniedziałkowych praktyk.