241
Tak sie napaliłam na czekoladowy brąz, że po jodze postanowiłam podjechać jeszcze na giełdę na Włókniarzu, chociaż giełda miala się już ku końcowi. Znalazłam coś, chciałam przymierzyć, sprzedawczyni na to: "na pakę samochodu i za zasłonkę", a mnie się przypomniały lata dziewięćdziesiąte, kiedy na studiach jeździłyśmy razem z koleżankami z akademika na katowickie Załęże po ciuchy. Miłe to wspomnienia.
Po jodze nafta i olej rycynowy na włosy, po nich oczywiście przyklap, ale cokolwiek dla włosów chcę robić. Potem coś zjadłam i pojechałam na Claromontana z intencją - tym razem byłam lepiej przygotowana, bo napisałam sobie intencję na komputerze i pojechałam tam z gotowym wydrukiem. Pielgrzymi mogą pisać karteczki z prośbami, wrzuca się je do urny i potem paulini modlą się w tych intencjach. L. po wypadku na rowerze, złamaniu ręki i zerwaniu w niej nerwu ma dwa-trzy procent szans na odzyskanie władzy w prawej ręce, więc możecie sobie wyobrazić, z jaką intencją pojechałam. Ale Bóg pewnie jest kotem i zignoruje moją prośbę.
Potem słuchałam "Miłość jest ślepa" na Netfliksie, trochę randka w ciemno, trochę ślub od pierwszego słyszenia, trochę "Love Island", z dramami z tyłka oraz makijażami rodem rok 2000 (twarz mocno ciemniejsza od reszty ciała), w sumie dobry zamulacz czasu do odsłuchiwania w tle. W międzyczasie znowu naszykowałam torbę ciuchów do wydania.
Wieczorem dzieci dały znać z najtańszego hotelu w mieście z widokiem na papę na dachu, że są w pierwszym miejscu noclegu.