244

 Nie byłoby tego wpisu, gdyby nie to, że waga dzisiaj z rana pokazała 58,1 kg.

Żywię się głównie w tym tygodniu: albo sałatka z oliwkami i mozarellą z Biedronki, albo sałatka z fasolką edamame z Żabki, sok marchwiowy Vital Fresh do dwóch butelek dziennie, czarna, gorzka kawa, różne herbaty, ziemniaki w mundurkach, jajka. Dzieci nie ma, na wyjeździe, to nie gotuję. 

Dzień bardzo spokojny. Pracowo we wtorek wydarzeniem dnia był telefon audytorki w sprawie wciąż niezakończonego audytu, tym razem odezwała się po trzytygodniowej ciszy, aż mnie ścisnęło w żołądku. Teraz ja muszę czekać na koleżankę i może wreszcie uda sie to zakończyć. Całą noc się denerwowałam, czy to, że bez koleżanki nie umiem sobie poradzić, mam napisać mailem, czy telefonicznie. Druga pracowa koleżanka zaleciła maila. I tak zrobiłam, więc środa upłynęła spokojnie.

Prywatnie zrobiłam resztę zwrotów z weekendowych zakupów. Słucham sobie "Sex and the city" i poprosiłam L. (z jego kont korzystam), żeby mi wykupił dostęp do "And just like that". 

Czteroletnia pralka mi się rozprogramowuje, wstawiłam wieczorem, zablokowała się na 35-tej minucie do końca programu i tak prała całą noc. Muszę poszukać fachowca od tego.

Popularne posty z tego bloga

Sylwester marzeń

Kto jest prawdziwą gwiazdą?

302 w kafejce