318
Mam kłopoty ze snem, co mnie martwi, bo może to oznaczać nawrót choroby. Wczoraj niepotrzebnie czując piasek pod powiekami wypiłam po południu ze trzy kawy, które najwidoczniej w połączeniu z wciąż trwającym audytem wpłynęły na mnie pobudzająco. Przypadek syna koleżanki z pracy sprzed dwóch miesięcy sprawił, że wiem, że nawrót może nastąpić mimo brania leków - coś pstryka w mózgu i nagle jest za dużo dopaminy. Będę dzisiaj w aptece, może kupię jakąś herbatkę wyciszającą i wiem już, że dla mnie istnieje limit dwóch kaw dziennie z samego rana.
Audyt ciągnie się jak flaki z olejem, ciągle coś wychodzi - w sensie jakieś moje przeoczenia. Niby staram się do tego spokojnie podchodzić, powtarza sobie, że to tylko praca, ale skoro nie umiem zasnąć o rozsądnej porze, to znaczy, że wewnętrznie to na mnie wpływa.
Wczoraj po północy do mojej sypialni zajrzało dziecko i powiedziało: "widzę, że zmieniłaś imię na Nocny Marek". Takimi tekstami tak bardzo przypomina mi jego ojca - choć wizualnie to skóra ze mnie ściągnięta. Dobrze w sumie, że zostało w domu - nie miałabym po pracy do kogo gęby otworzyć. Życie uczuciowe zamroziło się, co z tego, że on dzwoni, skoro są to dwa telefony dziennie po minucie. Odbieram chyba z przyzwyczajenia i z tego, że nie potrafię tego zakończyć. Wciąż chyba jest we mnie jakaś nadzieja, a może to po prostu taki ersatz jakiegokolwiek zainteresowania ze strony mężczyzny. Taki w sumie ochłap. Masz to, na co godzisz się. On unika poważnych rozmów, a mnie się ich nawet odechciało. Wiele razy sygnalizowałam wprost, czego bym chciała, to wszystko jak słowa na pustyni. Za bardzo chciałam miłości romantycznej w życiu, a ona mi najwidoczniej nie pisana, więc staram się cieszyć miłością macierzyńską, nawet jeśli przejawia się ona tylko w usmażeniu kotletów dla dziecka i zapytaniem dziecka "jak tam minął dzień?". Wiem też, że mogę wciąż liczyć na rodziców i brata. Zrozumiałam, że rodzice wychowali mnie najlepiej, jak potrafili i dali najlepsze, co mogli dać. Miałam pretensje, że mama nie stroiła mnie we wstążki, tata nie stawiał na taborecie, żeby chwalić się swoją piękną księżniczką, ale pogodzenie z ich stylem miłości przyszło samo. Mama wciąż dba o mnie, codziennie kupuje mi "moją" sałatkę w dyskoncie, przestała być szpiegująca i kontrolująca. Kiedy w zeszłym tygodniu wyładował mi się akumulator, brat sam z siebie zapowiedział się z pomocą. W obecnym stanie nie myślę o nowych randkach, po prostu chcę spokoju głowy. W sumie dobre mam życie.