328 wszystko w moim życiu jest "po coś"
W piątek zrobiłam sobie wolne od pracy. Jak to w dniu wolnym bywa, zaraz wynikły jakieś sprawy niby "na już", dostałam telefon z biura w chwili, gdy moczyłam się rano w wannie. Wkurzyłam się, postanowiłam w dzień wolny nie zaglądać na służbowego maila. I słusznie, bo jak się okazało, sprawy mogły z powodzeniem poczekać do poniedziałku, a dzisiaj zabrały mi ponad dwie godziny. Mogły więc sprawy biurowe zabrać dwie godziny dnia, który chciałam spędzić na nicnierobieniu. W ogóle mam ostatnio straszną niechęć do pracy zawodowej. Gdybym tylko miała alternatywne źródło utrzymania, to bym zrezygnowała z pracy. Może pewnym rozwiązaniem byłaby możliwość pracy z domu - głównie jestem zmęczona "myśleniem na głos" koleżanki z pokoju obok (a mamy pokoje przechodnie i zawsze pootwierane drzwi). Na razie od jakiegoś czasu nie chcę tam być. Praca przestała być moją pasją, a moje dziecko twierdzi, że to bardzo dobry objaw.
Bardzo bogaty pod kątem przemyśleń i wniosków weekend. Na pewno wiem, że w moim życiu wszystko dzieje się "po coś". Kolejny raz miałam wrażenie, że czuwa nade mną jakaś siła wyższa, która nie pozwala niebezpieczeństwu zaistnieć w moim życiu. Wystarczy, że się o nie ocieram. Pozostaje mi obserwacja z pozycji bezpiecznej, jak potoczą się dalej wydarzenia.
Niedzielne popołudnie z bratem, bratową i ich dziewczynkami. Miło spędzić czas z pełną, sympatyczną rodziną. Dzieci zadowolone z prezentów.
Przyszły ciuchy z Zalando, nie wiem jeszcze, co mam o nich myśleć, musu zakupu nie mam, ale lubię nowości w szafie i głównie dlatego zamawiam.