6
No i tak się zadziało, że pamiętniki na Vitalii zamykają za dwa tygodnie, a ja odkąd w piątek pożarłam całą pizzę na raz i codziennie od tego czasu zjadam bułkę dyniową z dżemem, nie umiem zgubić tych węglowodanów z mąki. Całą dieta poszła się paść. Zniknęła piątka z licznika (choć nie jest tak źle, bo jest równe 60 kilo). Razem z dzieckiem doszliśmy do wniosku, że jednak nie da się ustanowić jednej diety dla każdego organizmu i że żywienie żołnierzy w jednostce musi być ciekawym polem obserwacji.
Odebrałam z paczkomatu pierwszą bluzę z Allegro i jestem na tak. Okazuje się, że ciuch może jednak przyjść wyprasowany.
W sprawie prezentów dla bratanic poszłam na łatwiznę, bo po prostu zapytałam brata, czy dziewczynki by czegoś konkretnego nie chciały. Dostałam linki do zabawek i OK, trochę drogo, ale sama o to prosiłam. Mikroskop, domek dla lalek.
Tak myślę sobie, czytam, obserwuję otoczenie i wychodzi mi, że mało kto dookoła ma idealne życie. Zawsze co najmniej jedną dziedzina szwankuje. Ja myślę na ogół, że mam dobre życie: atmosfera w pracy spokojna, dzieci są ze mną i myślę, że wyszli z nich rozsądni ludzie, mimo że zwłaszcza starszy bardzo się buntował swego czasu, starcza mi na życie, mieszkam w ładnym miejscu, nic mnie nie boli. A jest rysa na szkle w postaci życia uczuciowego, bo robiłam dobrą minę do złej gry. Może coś zmienię, w sensie jakiś portal randkowy, na razie odpycha mnie to.
W niedzielę oglądałam wywiad z Hanną Krall, mówiła że receptą ludzi na przetrwanie w czasie wojny było odpychanie od siebie złych, smutnych myśli. Ja mam skłonności do fiksacji na wybranym problemie, a może też powinnam odpychać takie myśli.