mięso na rosół nie respi się w lodówce
to ważna nauka dla mnie, rzekło młodsze dziecko, gdy na jego pomysł ugotowania rosołu i poczęstowania nim brata odpowiedziałam, że nie ma składników. Trzeba więc będzie dzisiaj wybrać się na zakupy.
Święta przebiegły prawie bez nerwów - troszkę tata podniósł głos zapytany o sprawy rodzinne sprzed ponad pół wieku, gdy mama wtrąciła - niepytana - swoje trzy grosze. Przy okazji wypłynął smaczek - zgodnie z prawem przedwojennym dziadkowie pobrali się w 1945 w kościele. Mieli już troje dzieci, gdy dziadek poszedł w pracy po zasiłek rodzinny i usłyszał, że nie dostanie, bo według prawa powojennego nadal jest kawalerem. Ponoć więc, jak dziadkowie jechali na jarmark, wstąpili do urzędu i wzięli ślub cywilny.
Waga moja nie taka zła, po wieczerzy wigilijnej osiągnęła moment krytyczny 63,5 kilo, ale dzisiaj jest lepiej, już zeszło dwa kilo. Sałatka jarzynowa, niemal niezjedzona, skwaśniała, więc z musu nie wrzucę jej na śmietnisko własnych jelit. Będę pracować nad tym, by jak najszybciej pokazała się z powrotem piątka z przodu na pomiarze. Przez cały okres Świąt nie tknęłam alkoholu.
Salon, gdyby nie choinka, wygląda, jakby nic się w nim przez Święta nie wydarzyło.
Juniora nie udało mi się jeszcze namówić na przymierzenie prezentów - a jestem bardzo ciekawa, czy wpasowałam się w jego gust garderobiany.
Dzisiaj chciałam chłopców zabrać co najmniej na pizzę - na razie czekam, by łaskawie zebrali swoje cielesne powłoki z łóżek.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane. Anonimowe komentarze, komentarze osób bez własnych, aktywnych blogów i te, które przez autorkę zostaną uznane za zbyt wścibskie i złośliwe oraz te bez optymizmu, nie będą publikowane.