303 nie mamy fizycznego kontaktu znowu
Jest długi weekend, a ja siedzę w domu myśląc o pracy. Jednocześnie myślę o idei work-life balance i mając na uwadze doświadczenia życiowe, staram się też tę równowagę stosować w życiu. Myśl o pracy nie jest natarczywa, raczej dotyczy tego, co czeka mnie w środę. Oczywiście przez błędy w sprawozdaniu pracy nie stracę, ale wychodzi tu brak pomocy i szkoleń.
Wczoraj byłam na jodze. Od jakiegoś czasu tak kładę matę, by w lustrze obserwować godzinę - ile jeszcze zostało do wyjścia. Jakkolwiek te zajęcia, na które chodzę, bardzo mi odpowiadają, to jakoś w trakcie nie czuję endorfin i dopiero na sam koniec, gdy dziękujemy sobie za praktykę w geście Anjali mudra, to wtedy czuję prawdziwą ulgę. Jednak oprócz w-f w szkole i na studiach, który był obowiązkowy, jest to rodzaj ruchu, na którym wytrzymałam jak dotąd najdłużej.
W uczuciach nie wiem co, teraz na tapecie jest fizjoterapia, więc L. jeździ za nią po całym kraju, przez co znowu nie mamy fizycznego kontaktu. Ja mam pracę, która wymaga fizycznej obecności w biurze, więc jeździć z nim nie mogę. Już nawet pomyślałam sobie, że to taka miłość kafkowska, korespondencyjna, na odległość. Jednocześnie myślę sobie, że nie mam ochoty na zmiany - już piętnaście lat jestem sama, tak się przyzwyczaiłam, że nawet mi to odpowiada. Zresztą, pewne pisałam już o tym. Mam jakąś uwagę, adorację, a nie muszę za bardzo wkładać w to siebie. No może z wyjątkiem sytuacji, jak wtedy w Łodzi zaraz po jego operacji dekompresji nerwu (tutaj wpis o tym). Trochę się pocieszam pozytywnym tarotem na grudzień, ale w sumie: baju, baju, głupotki cieszą.