Magiczne sposoby na porost włosów, czyli jak kupiłam gołąbki przez Internet
Siedzę i kombinuję, jakby tu zapuścić włosy do pasa. Wiem, wiem, przede wszystkim genetyka, ale oczyma wyobraźni widzę siebie z burzą długich fal w ciemnym brązie. Ciemny brąz jest (jeszcze), z tą burzą - może raczej zaraz po wstaniu z łóżka jakaś mniejsza niepogoda, długość - i tak najdłuższa w życiu, ale wciąż niezadowalająca (trochę poza ramiona). Mój włos jest spod znaku osła - uparty i nie chce się trzymać stylizacji, ani objętości, żyje własnym życiem. Czytam więc sobie o magicznych wcierkach, kosmetykach, maskach, nawet napojach i diecie, wydaje mi się, że wszystko wiem, swojego czasu nawet stosowałam te czary, ale widocznie słaba ze mnie wiedźma, bo piórka jak były, tak są, a grzywka od momentu fatalnego ścięcia w listopadzie wciąż nie odrosła całkowicie.
Z innej beczki, zastanawiałam się, czym zaskoczyć ukochanego na Walentynki, skoro do mnie przylatuje i wymyśliłam sobie danie z jego dzieciństwa - gołąbki w sosie grzybowym. Wizja gotowania kapusty na miękko i rolowania gołąbków spowodowała (kucharką jestem słabą), że wpadłam na pomysł poszukania gotowców w Internecie. Z sukcesem, zamówiłam sześć sztuk i zobaczymy, jak wypadną w degustacji. Za to mogę się poświęcić i osobiście pokroić warzywa na sałatkę jarzynową. Może pseudoromantyczniej byłoby pójść w Walentynki do jakiejś restauracji? Takie to sztampowe...
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane. Anonimowe komentarze i te, które przez autorkę zostaną uznane za zbyt wścibskie i złośliwe, nie będą publikowane.