czwartek, 19 grudnia 2024

19/12

Nie mogę się napatrzeć na moje "pazurki".



Wczoraj w pracy zabawa w chowanego przed urzędnikami urzędu skarbowego, którzy usiłowali doręczyć na gwałt korespondencję (stara zasada - od 18 grudnia nie odbierać korespondencji ze skarbówki). Musiałam mijać się z prawdą w rozmowach z nimi jako osoba upoważniona do odbioru listów (nie przyznałam sie w rozmowie z urzędnikiem, że ja to ja) i w sumie najpierw uciekłam do klienta, a o trzynastej uciekłam do domu, bo pan ze skarbówki bardzo natrętnie wydzwaniał, że koniecznie dzisiaj musi osobiście dostarczyć pismo. Nie z nami te numery. Skoro nie wysyła pocztą i koniecznie DZIŚ, to znaczy, że to BARDZO ZŁA wiadomość i tym bardziej trzeba ją przenieść na nowy rok. W związku z powyższym podjechałam do biura po kinie wieczorem ("Prawdziwy ból", dobrze sie ogląda) i zabrałam  dokumenty do domu i do świąt będę pracować zdalnie. To znaczy mam nadzieję, że wyrobię sie jutro ze wszystkim i będę mogła zająć się swoim osobistym życiem. 

Dostałam premię świąteczną w kwocie, którą nie ma się co chwalić, ale z drugiej strony lepiej przytulić cokolwiek, niż nic. Za pół premii nakupiłam sobie swetrów, guglowałam i guglowałam, i wyguglowałam pewną rodzimą markę o dobrym składzie o 60 zł taniej niż za ten sam sweter wełniany z Allegro i każdy poniżej 200 zł, w jakimś warszawskim butiku. Chciałabym, aby mój wewnętrzny popyt wreszcie się nasycił, jak po rzuceniu przez rząd masła na rynek. Ale kto to wie, czasami nie panuję nad sobą. 

środa, 18 grudnia 2024

18/12

Obejrzałam w niedzielę wieczorem trzeci raz "Dom Gucci" i kolejny raz doszłam do wniosku, że Lady Gaga zagrała Patrizię wprost genialnie. A scena, w której jak rozpaczona, świeżo owdowiała żona przytula kochankę zmarłego męża, po czym natychmiast rozkazuje wyprowadzić ją z apartamentu, która jest urzeczywistnieniem myśli wszystkich zdradzonych i porzuconych żon, będących w fazie zemsty - boska!

Myślałam o tym przez chwilę, czytałam tematyczne wpisy; po regularnej inwestycji w hennę i regulację brwi "nadejszła wiekopomna chwiła" rozpoczęcia przygody z hybrydą. Całe dotychczasowe życie traktowałam to jako kaprys, coś zbędnego i wydumanego. Ale zmieniam zdanie. Mam już tyle lat, że fajnie mi będzie w nią inwestować pieniądze i czas. Oczywiście nie dla mnie długie szpony, bo jako dziecko uczyłam się pięć lat gry na fortepianie i musiałam zawsze miec krótkie paznokcie, więc siła przyzwyczajenia robi swoje. Poza tym nie chciałabym mieć pazurów tak długich, że przy podcieraniu tyłka materiał genetyczny zostanie za nimi. I oto mam french manicure na długości poniżej opuszka palca. Nie mogę się na nie napatrzeć.

Obejrzałam dokument o kontuzjach młodzieży w sporcie wyczynowym, dane są porażające. Potem trafilam na końcówkę wywiadu z żoną Palikota, nakręcony najwidoczniej przed jego aresztowaniem, bo kobieta była zachwycona jego hojnością (zapewne z wpłat inwestorów), tym, że ma do dyspozycji kartę kredytową od męża, możliwość nabywania za pieniądze męża (wciąż od inwestorów) butów i odzieży oraz tym, że ma szereg nianiek do dzieci. Potem był wywiad z Weroniką Pazurą-Marczuk, słynnej z tego, że najpierw była żoną Pazury, a potem wpadła w sidła romansu z agentem Tomkiem, wzięła milion, za co została aresztowana, a dzień potem potem płakała przed kamerami, że "zapomniała" na to wystawić fakturę. Dzień przed aresztowaniem (akurat to widziałam) w Dzień Dobry TVN była autorką słynnego hasła "kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana". Życie to jednak potrafi się szybko zemścić. Na wystawienie faktury było wówczas aż 3 miesiące, więc pewnie wystawiła, bo z zarzutów została po latach oczyszczona.

Na zupełnym spontanie kupiłam sobie ekspres Jura do kaw czarnych, kawę z ekspresu tej marki pijam u klienta, jest boska. Cena ekspresu koszmar, długo mnie odstraszała, ale pomyślałam sobie nagle: dlaczego nie mam sobie pozwolić na luksus, kawa z mojego domowego ekspresu smakuje tak sobie, jest jakaś taka cienka i nieesencjonalna. Wersja do robienia piany mlecznej mnie zupełnie nie interesuje, pijam wyłącznie czarną kawę, a nie mleko z kawą. Kawa wcale tak nie przyciemnia zębów, na pierwszym miejscu zaciemniających żeby produktów jest czarna herbata, kawa dopiero na dwudziestym miejscu. 

wtorek, 17 grudnia 2024

17/12

 Żywienie: kromka chleba żytniego z masłem, pomidorem i solą, serek wiejski, pomidorki koktajlowe, surówka z kapusty czerwonej, surówka z kapusty pekińskiej, surówka z kapusty kiszonej z marchwią, pół camembert z ziołami prowansalskimi, dwa jajka na twardo (622 kcal, 48,4 g białka, 37,1 g tłuszczów, 20,2 g węglowodanów; kalorii pewnie trochę więcej, ale nie wliczyłam do bilansu energii z warzyw)

Ukochanego odwiozłam w niedzielę przed południem na pociąg, pociąg miał 70 minut opóźnienia. Jak się okazało potem, samolot również miał ponad godzinne opóźnienie. Ale doleciał na miejsce.

Wpadłam potem w dziwny nastrój, który zakończył się ciągiem zakupowym - kupiłam krem z retinolem (jak się okazało w poniedziałek miałam idealny timing, bo rano skończył się dotychczasowy kosmetyk), booster też z retinolem, trzy swetry. Następnie naszła mnie okropna ochotą na zmianę torebki, więc przeszukałam znane sklepy w poszukiwaniu idealnej torebki z prawdziwej skóry w rozsądnej kwocie, nie znalazłam, już już prawie miałam decydować się na zakup za świąteczną premię czegoś zbliżonego do ideału, ale wpadłam na genialny pomysł, że może uda mi się dokonać renowacji torebki już w "dorosłym" wieku (bo osiemnastoletniej), którą artystka Agnieszka Madaj uszyła i namalowała mi na zamówienie. Zamówiłam pastę do czyszczenia skór i balsam renowacyjny, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

W pracy stres, usiłowałam do rana skupić się na pracowych zadaniach, ale a to ciągle ktoś dzwonił, a to jak codziennie wysłali mnie po obiady. Nie umiem już znosić hałasów w pracy, koleżanka z pokoju obok (mamy pokoje przechodnie, więc wszystko jest jakby open spacem) ciągle gada, może gada na temat pracy, ale ona nie potrafi po cichu rozwiązywać swoich pracowych problemów, tylko MUSI na głos myśleć, szefowa myśli na głos razem z nią, ja w głowie dostaję szału i wścieklizny jednocześnie. Nienawidzę wtedy (chwilowo) ludzi, którzy chwilowo zatruwają mi ciszę.

Idę dzisiaj robić paznokcie.

poniedziałek, 16 grudnia 2024

16/12

 Deadline w pracy mam w piątek do jedenastej, więc mam w zasadzie cztery dni na ogarnięcie tematów. Muszę spiąć pośladki. Przyszły tydzień pracujący raczej tylko poniedziałek, więc wolę nie zostawiać spiny na ostatni moment.

Wszystko, co miłe, szybko się kończy, barszcz czerwony wyszedł mi za kwaśny, uszka jakby niedogotowane, karp półsurowy (ratowałam dopiekając do spalenia skórki w piekarniku). Za to doskonale wyszła surówka z kapusty kiszonej i marchwi, sałatka jarzynowa oraz kapusta z grzybami (aż w niedzielę dokończyłam). Od miłości dostałam Angel Fantasm Muglera (spasował, w rodzaju Libra Intense i klasycznej Good Girl, ja lubię wyraziste zapachy, zwłaszcza zimą), wobec czego odkładam do niewiadomo kiedy Chance Chanel. Dostałam też miły feedback, że krem z retinolem Paula's Choice, który kupiłam dzięki wpisowi Vitalianki o nicku Beaataa (czy wydaje mi się, że to Vitalia dopisala te podwójne "a"?), jest skuteczny, ukochanemu prezentowałam się bez makijażu, więc zauważył widoczne zmniejszenie przebarwień na twarzy. Mnie się też wydaje, że jest dużo lepiej (aczkolwiek wciąż nieperfekcyjnie), coraz częściej więc odważam sie wychodzić z domu bez makijażu. Nawet do pracy. Planuję więc ponowny zakup tego kremu plus booster Paula's Choice, również z retinolem, poeksperymentuję. Poza tym naładowałam miłosne akumulatory, to zrobiłam przede wszystkim.

Po przemyśleniu sprawy pozbyłam się wszystkich zakupów z Vinted - jest to dla mnie szkoła omyłek, poza tym doszłam do wniosku, że nie wiem, czy rzeczy pochodzą od szczęśliwej osoby, więc nie będę kumulować w szafach energii niewiadomego pochodzenia, bo nie wiadomo, jak ona na mnie wpływa.

Wydrukowalam sobie dietę z 2015, powiesiłam na lodówce i spróbuję wdrożyć w życie - aczkolwiek ukochany nie szczędził zachwytów na moją figurą i szkoda by było tracić centymetry z biustu. 

sobota, 14 grudnia 2024

14/12

 Minął ponad miesiąc od samopodcięcia sobie grzywki. Zastanawiam sie co dalej, czy cierpliwie czekać, aż włosy odrosną, czy też równać je co miesiąc o centymetr, żeby różnica była jak najmniej widoczna. A różnica to z 10-12 centymetrów między tą nieszczęsną grzywką, a resztą włosów, więc dosyć sporo. Na powrót zamierzam też pić pokrzywę na porost włosów, wprawdzie cudów nie oczekuję, ale jeśli sobie choć minimalnie pomogę, to będzie świetnie. Zakładając, że włosy rosną mi centymetr na miesiąc, czas odrastania grzywki wydłuży się do wakacji. 

Przemyślałam temat żywienia i doszłam do wniosku, że potrzebuję wdrożenia zmian, w tym celu wydrukowałam sobie listę potraw opracowana przez panią dietetyk w 2015 i mam ochotę spróbować wytrwać, ciekawe jak długo sie uda. Dieta od dietetyk nie jest drastyczna, nie ma jakichś udziwnionych potraw, wszystko dostępne w lokalnych dyskontach. Chętnie pozbyłabym się pięciu kilogramów, nie jest to dużo i raczej w grę wchodzi kosmetyka, jak pisałam, próbowałam chyba wszystkich sztuczek, więc trzeba bardziej naukowego wsparcia. I niefolgowania sobie, jak wczoraj, gdy kupiłam w cukierni minibabeczki dla ukochanego i sama niemal naraz pożarłam dziewięć. 

Á propos minibabeczek, tak, właśnie ukochany przyleciał do mnie na weekend wczoraj, zjedliśmy na lunch coś á la kolacja wigilijna - barszcz czerwony z uszkami, karpia, sałatkę jarzynową, kapustę z grzybami i surówkę z kiszonej kapusty. Na deser reszta minibabeczek. Ukochany nawet podarował mi prezent. 

piątek, 13 grudnia 2024

13/12

 Pamiętam, jak jeszcze byłam w szkole muzycznej i w rocznicę stanu wojennego mieliśmy występ chóru w filharmonii i śpiewaliśmy coś tam, co miało słowa: "w tym wojennym stanie". ja bym wtedy uwagi nie zwróciła, nie miałam świadomości historii, ale dyrygentka potem na próbie wspomniała. Mógł to być 90-ty albo 91-ty, a więc świeżo po transformacji ustrojowej. 

Jak mi weszły dwa kilogramy rok temu, tak ich się do tej pory nie potrafię pozbyć. Próbuje już wszystkiego - jeść białko i tłuszcze li tylko, jeść same warzywa, nie jeść smażonego, nie pić kawy z mlekiem (ponoć to za każdym razem dodatkowy posiłek i dietetyk onegdaj pozwoliła mi tylko na dwie kawy z mlekiem do godziny dwunastej w południe), jeść o regularnych porach, robić IF, liczyć kalorie, jeść intuicyjnie tylko kiedy jestem głodna (a nigdy nie jestem). Dla uczciwości w temacie zaktualizowałam pasek. Ponoć po czterdziestce spada przemiana materii, ponoć tylko nieznacznie, ale reklamy wszelkich cud-tabletek na odchudzanie stawiają nacisk na słowa "przemiana SPADA", a nie na słowa "tylko nieznacznie". Więc nie wiem, co jest przyczyną, ale kalorii już ciąć nie mogę, bo to co mnie wystarcza dziennie, dla was jest głodówką. Może od nowego roku spróbuję tego, co mi w 2015 układał dietetyk i zobaczę, jak pójdzie. Nie to, żebym była bardzo z siebie niezadowolona, bo raczej mam rozmiar 36 lub 38 w zależności od kroju i brzuch płaski, ale ta wizja mocnej piątki na wadze z przodu pomiaru bardzo dobrze mi robi na psyche. 

Zgubiłam brylantowe oczko z pierścionka, który dostałam od mamy z okazji zdanej matury, pierścionek niemal trzydziestoletni, ale wciąz go nosiłam, boję się, bo jak ostatnio zgubiłam brylant (z pierścionka zaręczynowego), to rok później złapałam wtedy-męża na zdradzie, oby nie było powtórki z rozrywki, nic mi nigdy tak nie podkopało wiary w siebie i poczucia wartości, jak to zdarzenie. Na razie szykuję się do romantycznego weekendu, jedzenie porobione, pipka wywoskowana, gotowi do biegu, start. 

Tematu Wigilii rodzinnej nie poruszam, od dwudziestu lat urządzam ją u siebie w domu, niezależnie, czy jestem młodą mężatką, młodą matką czy samotnym rodzicem, w tym roku mi się po prostu nie chce, brat się wykręca małymi dziećmi (ja miałam małe dzieci i robiłam wigilie na cztery rodziny), mama też nie chce, ech. Powiem wam, że jak ich widzę codziennie w pracy,, to najchętniej posiedziałabym w ten dzień sam na sam z sałatką jarzynową, brat jak brat, czasochłonny nie jest, ale matka to jak wścibski, głośny piesek, wszędzie by chciała się dostać, do każdego aspektu życia.

czwartek, 12 grudnia 2024

12/12

 Miron Białoszewski

mironczarnia

męczy się człowiek Miron męczy

znów jest zeń słów niepotraf

niepewny cozrobień

yeń

Taki wiersz pojawił się na próbnej maturze z polskiego w tym roku, ponoć uczniowie znaleźli jakiegoś Mirona Białoszewskiego na Instagramie i poprosili o odpowiedzi na pytania z egzaminu, a on odpowiedział, żeby do niego nie pisali, bo sam nie wie. Poeta zmarł 40 lat temu, więc zbieżność nazwisk przypadkowa.

z drugiej strony ostatnio widziałam na zdjęciu biały piec kaflowy z mieszkania tego poety, więc zrozumiałam o czym jest wiersz z podstawówki

Mam piec

podobny do bramy triumfalnej!

Zabierają mi piec
podobny do bramy triumfalnej!!

Oddajcie mi
piec podobny do bramy triumfalnej!!!

Została po nim tylko

szara
naga
jama
szara naga jama.

I to mi wystarczy:
szara naga jama
szara naga jama
sza – ra – na – ga – ja – ma
szaranagajama.

Junior na egzaminie gimnazjalnym miał fraszkę "Życie mnie mnie" Sztaudyngera.

Poczucie humorów układających testy nie opuszcza, zwłaszcza, że Lolek gadał mi, że w teście z polskiego był plakat "Konia z Valony", na co oczywiście uczniowie zwrócili uwagę ze śmiechem. You know, Koń z Valony. 

U mnie spokój, wczoraj kupiłam dzwonka karpia i zakwas z buraka, karpia moczę w mleku (ponoć ma lepszy smak od tego), moczę też grzyby do kapusty i ugotowałam warzywa na zupę jarzynową. Dzisiaj po pracy gotowanie.

19/12

Nie mogę się napatrzeć na moje "pazurki". Wczoraj w pracy zabawa w chowanego przed urzędnikami urzędu skarbowego, którzy usiłowali...