czwartek, 26 grudnia 2024

26/12

 Czy wy też tak macie, że ściszacie radio w aucie w czasie cofania, żeby lepiej widzieć?

Czy wierzycie w lustrzane, tudzież anielskie godziny? Taki mi się widok na komórce udało złapać:

Dzień bardzo spokojny, w zasadzie jak standardowa niedziela - bo inny był słuchany i oglądany repertuar. Jako że byłam sama w domu (chłopcy u taty nadal), puściłam rumbę i wstawiłam pranie (olałam tę czynności przed Świętami). Miałam iść do kina studyjnego, nawet kupiłam bilet, ale była taka fajna bajka w tv i tak dobrze było mi na elektrycznym kocu, że mi się odechciało. W ogóle pod kątem przygotowań to były Święta, których wcale nie odczułam, pewnie dlatego, że Wigilia była u brata, obiad w Boże Narodzenie u rodziców, w drugi dzień Świąt dzieci na obiedzie u ojca i odpadł mi cały burdel związany z gotowaniem i sprzątaniem.

Dieta całe Święta utrzymana, nie przybyło nic, ale też nic nie ubyło. Z alkoholu tylko pól lampki szampana. Kupiłam susz na kompot, ale kompotu nie ugotowałam, więc dorzucam sobie te suszone owoce do herbaty - niech będzie, że to zimowa wersja gorącego napoju.

Weekend też szykuje się bez dzieci - jadą na chrzciny ich najmłodszej półsiostry. 

Torebkę ze zdjęcia zatrzymałam, rozmiar i ucho idealne, przyszła akurat w Wigilię, więc można powiedzieć, że to prezent dla mnie ode mnie. 

Mam bardzo pozytywnego tarota na następny rok, może z wyjątkiem ciąży (ha, ha), o którą bym się bała raz z powodu wieku, drugi raz z powodu leku, który przyjmuję dożywotnio. Poza tym biorę antykoncepcję i bliżej mi do menopauzy, niż ciąży, więc zdziwiłabym sie BARDZO. Ale, jak mówi znajomy radca prawny, nieznane są wyroki boskie i sądów polskich.

środa, 25 grudnia 2024

Boże Narodzenie

 Boże Narodzenie całkiem w porządku, aczkolwiek chłopcy byli cały dzień (od wieczora Wigilii) u ich taty. Rano sprawa urzędowa (tak, dostałam wezwanie na 25.12, są instytucje, które pracują w Święta normalnie), potem obiad u rodziców. Tata zachowywał się całkiem w porządku, nie pouczał jak zwykle, mama nieco próbowała coś tam pokrzykiwać na niego i jego psa (co ja nieodmiennie biorę za lekką agresję słowną). Wieczorem obejrzałam na Netfliksie film "Maryja" i choć nie znam Biblii na tyle dobrze, by odnieść się do szczegółów scenariusza i lektorka jest beznadziejna, to generalnie upłakałam się. W ogóle myślę sobie, że odrzucając władze religijne, sama wspólnota Kościoła nie jest niczym złym. Myślę, że w najtrudniejszym okresie swojego życia doświadczyłam opieki z góry: kiedy dostałam pierwszej psychozy, a myśli stały się nieznośne, założyłam zielone kalosze w stokrotki i pierwszy porządny płaszcz kupiony za studenckie stypendium w butku na głównej ulicy Katowic. To był czas okropnego wewnętrznego napięcia wewnętrznego, taki osobisty „Sturm- und Drangperiode”. Kalosze wybrałam dlatego, że identyczną parę posłałam komuś w świat na szczęście, a płaszcz – pierwszy porządny ciuch za pieniądze zdobyte własnym nakładem sił. Z tego miejsca korzystając okazji chciałam podziękować rodzicom, w szczególności mojej mamie, którzy włożyli ogromny trud w moją edukację tylko po to, żebym mogła realizować, co mi się tylko w głowie usrało.

Podczas tego spaceru doszło do samorozmowy – nie jakieś tam głosy z wnętrza głowy, jak twierdzi eksmąż, tylko po prostu szłam przez las kierując się słońcem padającym na zielone kolory, zadawałam sobie myślach pytania i próbowałam znaleźć na nie odpowiedzi. Generalnie wyszło mi, że mieszkam na krawędzi dwóch światów (co się poniekąd zgadza z rzeczywistością), jestem osieroconą córką księdza, do tego jednocześnie swoją matką i ojcem, dom został wybudowany na starym poniemieckim cmentarzu i doszłam do takiego etapu w życiu, kiedy została ze mnie pusta, plastikowa butelka, nabita na patyk do góry dnem – w taki sposób, że nic już się w niej nie zatrzyma; wszystko, co jakimś cudem dostałoby się do środka, po prostu zgodnie z prawami fizyki wypłynęłoby na ziemię w lesie. Las się skończył, wydało mi się, że widzę w oddali góry Dolnego Śląska – to był efekt studiowania bloga Kurki Domowej. Potem postałam chwilę na łące, ale mój „pociąg życia” (był taki film) nie nadjechał, postanowiłam więc zawrócić. Wyszłam z lasu na przystanek autobusowy, czekałam kilkanaście minut, nawet podjechał policyjny patrol, policjantka otaksowała mnie wzrokiem, ale siedziałam sobie na ławce cicho i spokojnie, więc po chwili patrol odjechał. Wsiadłam w drugi odjeżdżający autobus. W kieszeni znalazłam jeden grosz oblepiony landrynką, pomyślałam więc, że za tę podróż zapłacę tym jednym groszem. Rzuciłam go na podłogę autobusu i wydało mi się, że w ten sposób zostawiam za sobą ślad moich emocji. Wysiadłam na Stradomiu, czy może było to Trzech Wieszczy, przeszłam spacerkiem między blokami i na żółtej skrzynce gazowej zostawiłam malutką, czarną figurkę pieska – wydało mi się, że w ten sposób zostawiam ślad dawnemu koledze ze szkolnej ławki, który obecnie pracuje w Gazowni. Doszłam do dworca, na szczęście nieczynnego, bo gdyby było inaczej, pewnie wsiadłbym do pierwszego lepszego pociągu, a moja matka, która robi od ręki rzeczy niemożliwe, do dzisiaj szukałaby mnie programami typu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Bóg mnie jednak nie opuścił wtedy. Kiedy już ochłonęłam, doszłam do wniosku, że muszę wrócić do domu pieszo, bo przecież nie miałam żadnych pieniędzy na autobus. Do dziś się zastanawiam, czy jako taka uczciwość to cecha wrodzona czy nabyta w drodze wychowania – korzenie mam iście piekielne, ojciec – emerytowany policjant-milicjant, matka – obecnie emerytowana urzędniczka urzędu kontroli skarbowej (a przydomek miała tam chyba „Bulterier”). Gdzie w tym opieka boska? Ano w tym, że dworzec, na który dotarłam wtedy, był nieczynny, a ja postałam sobie tam dłuższą chwilę i "wrócił' mi rozum.

I myślę sobie też, że Józef miał mega odwagę, że wziął sobie za żonę kobietę w ciąży, z która nigdy nie spał, która twierdziła, że zapłodnił ją Duch Święty, a potem - mówiąc memem- pojawiło się trzech kolesi znikąd z prezentami. 

25/12 Spokojnych Świąt! (filmik trwa tylko minutę)


 

wtorek, 24 grudnia 2024

Wigilia

 Siedziałam na Wigilii u brata trzy godziny naprzeciwko rodziców, uważnie ich słuchając i obserwując. Wnioski są takie, że nie chcę takiego związku, jaki oni mają, ani traktować się wzajemnie, jak oni się wzajemnie traktują. 

Myślę ciepło o Was, na Święta i na każdy czas.



niedziela, 22 grudnia 2024

22/12

 Wspomniałam, że obejrzałam "Prawdziwy ból". Jest tam scena, gdy bohaterzy zwiedzają obóz koncentracyjny w Majdanku. O ile przez cały film wybrzmiewa muzyka (Chopin), tak przez te kilka minut obrazu Majdanka panuje głucha cisza. Moim zdaniem reżyser nie mógł lepiej oddać powagi miejsca, nie ma takiej melodii, która by to zrobiła.

A propos, swego czasu dużo słuchałam Chopina. Jednym z ulubionych utworów jest koncert e-moll, napisany świeżo po rozstaniu z pierwszą miłością młodego pianisty. Przez jakiś czas po zdradzie i rozstaniu nie umiałam słuchać tego koncertu, tak mocno emocjami zranionego serca wydawała mi się być naładowana ta muzyka. Teraz wyraźnie słyszę ukojenie, jakie przychodzi w drugiej części tego koncertu.

Wracając do pogrzebu z soboty, na stypie rozmawiałam chwilę z córką koleżanki (tej, która urządzała pogrzeb bratu), bo ta zapytała mnie, co teraz czytam. "Biała elegia" Han Kang. Nie jestem zachwycona Hararim, wręcz mnie znudził i odrzucił, takie gadanie o wszystkim i niczym. Nie pojmuję jego fenomenu albo może go nie rozumiem. Książki w rodzaju "365 dni", czy starsze "50 twarzy Greya" to dno, "365 dni" porzuciłam po czterech stronach.  W ogóle obie doszłyśmy do wniosku, że bardzo trudno nam znaleźć coś odpowiadającego gustowi ze współczesnej literatury do czytania ( z wyłączeniem reportaży), choć oczywiście są ciekawostki i że obie odnajdujemy się w klasyce, a także że z wraz z nabywaniem tzw. doświadczenia życiowego zupełnie inaczej czyta się lektury szkolne, niż gdy człowiek miał te piętnaście-szesnaście lat. Czytam teraz "Lalkę" i jestem zachwycona. Że jak się czyta dużo danego autora, to można się spodziewać tego, czy tamtego. Wspomniałyśmy także, że to co pokazuje współczesny świat, to wszystko już było: depresje i inne choroby psychiczne, wyuzdany seks, wynaturzenia, pedofilia, małżeństwa dla pieniędzy, zbrodnie, itd. Oraz że obie korzystamy z czytników i serwisu wolnelektury.pl. Oczywiście jest to moja osobista opinia, najbardziej lubię czytać o emocjach i uczuciach ludzi oraz o relacjach między nimi, odkąd w drugiej klasie podstawówki odkryłam, że "Brzydkie kaczątko" Andersen napisał sam o sobie. Zachęcona przez nią nabyłam "Tylko one. Polska sztuka bez mężczyzn" i "Histerię sztuki".

Dietetycznie tydzień bardzo w porządku, więc zaktualizowałam pomiar wagi. Mam nowe wyzwanie - osiągnąć 55 kg, choć daję sobie tyle czasu, ile będzie trzeba.

22/12

 Codziennie wieczorem, gdy siedzę w mojej sypialni, słucham sobie, jak młodsze dziecko nuci murmurando pod nosem do piosenek słuchanych przez słuchawki. Czasem nawet rozpoznaję melodie. Uwielbiam te momenty, myślę sobie wtedy, że jest szczęśliwe, zadowolone i spokojne. Jak niemowlę, kiedy jest suche i najedzone, a mama w zasięgu wzroku.

Z Wigilią udało mi się, nie wiem, jaka była rozmowa mamy z bratem, ale ostatecznie Wigilia będzie u brata. A więc luz, wystarczy, że ogarnę łazienkę na dole, kuchnię i podłogi. Na pewno nie zdążę nic więcej zrobić do świąt, ale już nawet nie mam parcia. Przekazałam bratowej zakupione przez mnie jedzenie. Może też coś przyrządzę, muszę w tej sprawie zadzwonić do bratowej.

Torebka Guess przyszła, śliczniutka, logo w sumie minimalistyczne, ale maciupka i też zamszowa (nie było widać na zdjęciu, ani nie uwzględniał tego opis), miałabym problemy, żeby cokolwiek do niej schować i szybko wyciągać z niej rzeczy, więc natychmiast odesłałam. Porobiłam też wszystkie inne możliwe zwroty (część swetrów, legginsy, zestaw do renowacji skóry - jednak nie będę ryzykować na własną rękę z renowacją torebki z ostatniego wpisu). Kurierzy chyba mają zapalenie d/u/p/y, bo wszystkie moje zwroty zostały nadane do obiegu jeszcze tego samego dnia, w sobotę, która zwykle jest dla nich dniem niepracującym.

Pogrzeb, jak pogrzeb, za to kościółek śliczny (Św. Michał w Przyrowie).




Na mszy moja matka non stop niby szeptem wygłaszała kwestie, które należą do księdza i narzekała na zimno w kościele. Na stypie ojciec moralizatorskim tonem pouczył mnie, jak należy prawidłowo wjeżdżać przez bramę na podwórko (czyli matka uprzejmie doniosła mu o zadrapaniu auta), po czym w trybie nakazowym rozplanował mi prace remontowo-budowlane w domu w Laskowie na następne pięć lat i nakazał kupić wiertarkę udarową i wiertło widiowe. Ja standardowo odrzekłam, że dom nie należy do mnie i niech jego właściciele w niego inwestują. Chcę wierzyć, że zachowanie rodziców wynika z tak pojmowanej przez nich troski o moje sprawy doczesne.

Potem pojechałam do przyjaciółki złożyć życzenia, wręczyć prezenty i równiej samej dostać prezent. Znamy się od szóstej klasy podstawówki, na kilka lat w okresie moich studiów w Katowicach nasze drogi niemal się rozeszły (weekendy poświęcałam dla przyszłego męża), ale potem zeszłyśmy się z powrotem i była dla mnie wielkim wsparciem w okresie porozwodowym, kiedy regularnie jeździłam do niej wysmarkiwać się w jej rękaw.

W ogóle jechałam sobie z tego Przyrowa już po zmierzchu, widać, że ludzie oszczędzają - bardzo mało kto miał po drodze jakiekolwiek lampeczki świąteczne zapalone na zewnątrz, właściwie takie domy szeregiem pojawiły się dopiero na mojej Osadzie Leśnej. Potem wracałam miastem od przyjaciółki, na odcinku około dziesięciu kilometrów oświetlonych ogrodów można by na palcach dwóch rąk policzyć .

sobota, 21 grudnia 2024

21/12

 Nie zmieściłam się autem w bramie - do lakierowania chyba tylko jeden element, myślę, że pójdzie z AC.

O czternastej w sobotę pogrzeb brata koleżanki z pracy, dopiero co wydawała córkę za mąż, a tu po tygodniu  od wesela pogrzeb.

Wieczorem odwiedzam też przyjaciółkę (mam taką jeszcze z czasów podstawówki), by złożyć jej życzenia na święta i wręczyć prezenciki.

Powoli myślę nad postanowieniami noworocznymi i właściwie mam jedno - wytrwać w zapuszczaniu włosów. W tym roku podcięłam je o w sumie sześć centymetrów. Obejrzałam pewien filmik pewnej pani trycholog i postanowiłam sprawdzić, jaką mam długą fazę wzrostu włosa, by zobaczyć, czy urosną dalej, niż za łopatki. Długo też myślałam nad tym, co zrobić z ostatnim mieszkaniem, ale tak się przejechałam na pani Topól, że skutecznie odechciało mi się je wynajmować komukolwiek. Więc będzie sobie stało i czekało, aż ewentualnie przestanę mieszkać kątem u dzieci (dom w Laskowie po rozwodzie darowaliśmy z eksmężem wspólnym dzieciom z ustanowieniem służebności mieszkania dla mnie). Ponadto chcę spróbować wytrwać w niedrinkowaniu w pracy i lekkostrawnej diecie (udało się przez cały ostatni tydzień jedno i drugie).

Raz do roku w Skiroławkach

Boże, jak wczoraj źle się jeździło. Na jezdni cienka warstwa lodu. Wracając z miasta, mimo, że jechałam koło 20 km/h, nie udało mi się zaham...